2. Prezes Jan bardzo pilnował aby koledzy myśliwi wychodząc w teren wpisywali się w książkę zgłoszeń, a nie wychodzili bez wpisów. Przebywając na swojej posesji koło domu pilnie wysłuchiwał czy z łowisk nie dochodzą jakieś odgłosy strzałów. Sprawdzał później te strzały, konfrontował z wpisami w książce, wypytywał kolegów myśliwych o nie zgłoszone pobyty w łowiskach.

Któregoś dnia kilku kolegów wracało wieczorem z polowania w Uroczysku Bradowiec, przejeżdżając obok posesji Prezesa zauważyli na sąsiedniej polanie dorodnego kozła, zatrzymali samochód, jeden wysiadł i strzelił. Kozioł padł w ogniu, szybko został załadowany do bagażnika i myśliwi odjechali.

Następnego dnia Prezes Jan dzwoni do kolegi który najczęściej polował w uroczysku Głębokie. Józiu, wczoraj wieczorem słyszałem na Głębokim strzał, czy to ty strzelałeś, co strzeliłeś, to jest kłusownictwo bo nie zgłosiłeś wyjścia w teren.

Na nic zdały się tłumaczenia biednego Józka, że on w terenie nie był i nie strzelał .

Prezes bardzo długo był przekonany, że że w tym dniu Józek strzelił i skłusował kozła bo przecież wieczorem on słyszał strzał.

I dobrze słyszał tylko że nie na Głębokim ale koło swojego domu i długo się później zastanawiał co stało się z tym ładnym koziołkiem wychodzącym na sąsiedniej polance.