4. Prezes Jan kupił sobie nową broń, była to czeska kniejówka z wymiennymi lufami śrutowymi. Dbał o nią aż do przesady. Aby się nie uszkodziła i porysowała uszył specjalne pokrowce z flaneli, które na nią zakładał. Koledzy się podśmiewali i drwili, nazywając pokrowce potocznie „kondomami”.

Prezes zarządził wiosenny wyjazd do obwodu celem wykonania poletka. Umówiono rolnika z koniem do orki i kliku kolegów do pomocy. Prezes również pojechał aby nadzorować prace zabrał z sobą kniejówkę z lufami śrutowymi oczywiście w pokrowcach. Na pytania Kolegów po co mu broń? - odpowiedział: A może się przyda!

Trwała orka poletka, wysiew nawozów i ziarna, myśliwi w pocie czoła pracują. Prezes Jan zapalił ognisko, kniejówkę położył obok na trawie, siedzi przy ognisku na składanym stołeczku popija herbatkę z termosu i nadzoruje, wrzeszczy i pogania. Wszyscy go mają dość! Jakby na złość Prezes wstał, chodzi po orce i palcem pokazuje: Tu dosiać ziarna, a tu dać więcej nawozu! Czepia się wszystkiego. Nie zauważył, że od zapalonego własnoręcznie ogniska zajęła się sucha trawa, płomień dotarł do leżącej na niej broni i pokrowiec nasączony oliwą zaczął się tlić. Po chwili któryś z myśliwych zauważył płomienie, wszczął alarm, podbiegli inni myśliwi gasząc ściółkę. Podszedł i Prezes biorąc broń do ręki ze spalonymi pokrowcami, pluje i przeklina. 

Co się stało Panie Prezesie – pytają.  Tfu! Patrzcie cholera lufy się rozlutowały!

Na wskutek wysokiej temperatury palącej się trawy i żarzącej flaneli rozlutowały się listwy boczne łączące lufy. Broń przy poletku się nie przydała, a trzeba było ją oddać do naprawy  rusznikarzowi. Myśliwi całą tą historię skomentowali krótko: To wszystko przez te 'kondomy”, nie wolni ich używać, zawsze trzeba mieć gołą lufę.  

I Prezes Jan też zaprzestał używać „kondomów”.