1. Opisywane wydarzenie miało miejsce po polowaniu wigilijnym w okresie, kiedy były problemy z zakupem amunicji do broni myśliwskiej, myśliwi sami sobie amunicję do dubeltówek musieli wykonywać czyli elaborować. Prezes Jan na polowania chodził ze starą torbą myśliwską w której miał wykonane ładownice na amunicję śrutową i kulową.

Na polowanie Prezes przyszedł z torbą pełną naboi które kilka dni wcześniej sam sobie zrobił. Po polowaniu, przy ognisku, po życzeniach świątecznych i łamaniu się opłatkiem podchmielona młódź myśliwska popisywała się strzelaniem z dubeltówek do celu. Prezes siadł na składanym stołeczku, a dubeltówkę i torbę z nabojami powiesił na sąsiednim płocie, obserwował celność ich oka.

W pewnym momencie stwierdził: Że też wam nie szkoda amunicji, tak o nią trudno!

Strzelający namawiali: Panie Prezesie dlaczego Pan z nami nie strzela! - Nie będę strzelał szkoda mi robionej amunicji na strzelanie do celu – odpowiadał.

W pewnej chwili jeden z nich podchodzi do Prezesa Jana podając mu nabój mówi:       Masz Pan tu nabój i pokaż celność swojego oka. Mając taką okazję strzelenia do celu z czyjejś darowanej amunicji Prezes nie wytrzymał załadował dubeltówkę i wystrzelił.

Podchodzi do Prezesa drugi myśliwy z nabojem, trzeci i następni, prosząc aby popisywał się celnymi strzałami. Prezesowi to graj, dają mu amunicję to sobie strzela, wystrzelił kilkanaście razy.

Pomału impreza dobiega końca, trzeba się spieszyć na wigilię do domu. Myśliwi się zbierają, pakują do samochodów, zbiera się i Prezes Jan, pakując dubeltówkę do pokrowca bierze torbę, a ona coś lekka, zagląda do środka, pusta, bez amunicji.

Okazało się, że „usłużni” koledzy podawali Prezesowi jego własną amunicję, którą on sam sobie lekkomyślnie wystrzelił.

Prezes splunął, przeklął, wsiadł do samochodu, a wracając do domu zastanawiał kiedy będzie elaborował nową partię amunicji potrzebnej na następne polowania.